Sylwetki lekarzy sportowców: Łukasz Lubelski - Śląska Izba Lekarska

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej  szczegółów w naszej Polityce prywatności i cookies.
  • BIP
Otwórz menu/Zamknij menu

Łukasz Lubelski przygodę z bieganiem i sportem "na poważnie " rozpoczął w 2008 roku. Od tego czasu zdobył dziesiątki złotych medali na Letnich i Zimowych Igrzyskach Lekarskich w konkurencjach biegowych i nie tylko. Wygrywał m.in. w biegach na 400 m, 1500 m, 5000 m, biegu " cross country", biegach narciarskich, czy w morderczym, rozgrywanym kilkakrotnie na Zimowych Igrzyskach ski tourze na trasie Kużnice- Kasprowy Wierch - Kuźnice. W biegach letnich i ski tourze podczas większości startów uzyskiwał najlepszy czas spośród wszystkich lekarzy startujących w mistrzostwach bez względu na kategorie wiekowe. Oprócz tego wielokrotnie wygrywał i stawał na podium w wielu innych zawodach np. Mistrzostwach Polski Lekarzy na 10 i 15 km, Narciarskim Pucharze Polski Lekarzy i Farmaceutów, Mistrzostwach Polski Weteranów, a także zwyciężył w I i II Mistrzostwach Polski Lekarzy w Biegu Górskim w Ludwikowicach Kłodzkich.

boliwia 

Jego ulubioną konkurencją w biegach górskich pozostaje jednak 32 km trasa po Tatrach w ramach Biegu Marduły, obfitująca w bardzo strome i długie podbiegi i zbiegi i rozgrywana co roku na początku czerwca. W tym jakże trudnym  i wymagającym wyścigu, będącym przy okazji Mistrzostwami Polski w Skyrunningu, ścigając się z prawdziwymi profesjonalistami, 2 krotnie stawał na podium z kategorii „drużyna ‘ wraz z kolegami z klubu Sokół Zakopane. A pokonanie wspomnianych 32 km zajmowało mu w niewiele ponad 3 h. Oprócz biegów pasjami doktora Lubelskiego są podróże, wspinaczka i chodzenie po górach. W ciągu ostatnich kilku lat odwiedził dziesiątki najróżniejszych krajów świata na  6 kontynentach.

douffor

Swoje podróże zawsze organizuje sam i stara się w nich łączyć tradycyjne zwiedzanie ze zdobywaniem lokalnych szczytów (głównie najwyższych szczytów poszczególnych państw), czasami startami w zawodach oraz zawsze trenowaniem biegów, bez względu na panujące na około warunki. Poznawanie w ten sposób świata jest dla niego źródłem niekończących się przygód, doświadczeń i satysfakcji.
- Poranny 15-20 km bieg jest często najlepszą formą poznawania miasta, po kilku treningach w takich aglomeracjach jak Sydney, Pekin, Tokio, Duala, Acra itp. znam takie miejsca i mam takie patenty na lokalne "trudności" o których tubylcy często nie wiedzą - mówi.
Góry i wspinaczka to kolejna pasje doktora Lubelskiego.
- Nie porównuję różnych gór i szczytów pod względem trudności, pogody urody czy wysokości- mówi.
Każda przygoda jest inna. Podam kilka przykładów z ostatnich lat:
- W Gwinei podczas wchodzenia na Mont Nimba musieliśmy się przedzierać kilometrami przez gęsty, deszczowy las przy nieustannie padającym deszczu i ogromnej wilgotności powietrza. Wszechobecna woda i bardzo śliskie błoto pod nogami było tam największą trudnością, ew. poślizgnięcie się i utrata równowagi groziła zjazdem w dół przez dżunglę jak na hoolywodzkich filmach.

kamerun 2

Z kolei w Chile wchodziłem samotnie na najwyższy wulkan świata- Ojos de Salados 6893 m. n.p.m., piątego dnia od przybycia w góry. Nie miałem jeszcze dobrej aklimatyzacji i podczas schodzenia ogarnęła mnie straszna, zniewalająca słabość. Miałem wielką trudność zrobić 2 kroki do przodu, a musiałem tak pokonać wiele kilometrów, z wielkim „worem" na plecach, w tych warunkach nikt by mi nie pomógł- opowiada. Na wyspie Dominika także podczas schodzenia z najwyższego szczytu w gąszczu roślinności zgubiłem drogę, a właściwie mini ścieżynę w lesie, u góry kompletnie zarośniętą. Gdyby nie funkcja "powrót po śladach" w zegarku, z pewnością nie znalazłbym wspomnianej ścieżyny, chociaż przedzieranie przez dżunglę kosztowało mnie sporo obtarć na ciele i poniszczone ubranie - wspomina.

mtkenia

Raz w Alpach poszliśmy na lekko w stronę szczytu mimo złych prognoz, co oczywiście było bardzo nieroztropne. Po południu złapało nas totalne załamanie pogody, sypiący gęsto śnieg i mgła uniemożliwiały jakąkolwiek orientację. Nie widziałem nic naokoło poza bielą, ale wiedziałem, że jesteśmy gdzieś na lodowcu, między morzem szczelin z jednej strony a kilkuset metrową przepaścią z drugiej- opowiada. Obaj z kolegą siedzieliśmy na plecakach po pas w śniegu, trzęśliśmy się z zimna i byliśmy już blisko zamarznięcia. Nagle, tuż przed nocą mgła w przedziwny sposób na kształt tunelu na moment się rozwiała.W oddali był alpejski niezamieszkały schron. On nas uratował, ale czekały nas jeszcze 2 ciężkie noce i dzień bez jedzenia, picia czy śpiworów, zanim udało nam się wyrwać z tej pułapki.
Takich przygód było wiele.- Za marzenia swoje słono płaci się - jak w piosence Budki Suflera - przyznaje po namyśle. Góry bywają niebezpieczne, lecz przyciągają jak magnesem.

mursi

peru

Udostępnij